W epoce dzieci kwiatów,
Miłości i LSD.
Najlepszy z dobrych światów znów,
O szczęściu naiwnie śni.
Dom słońca wschodzącego,
Modlitwa, skowyt i hymn.
Ochraniał ode złego świat,
Choć Bóg nie mieszkał już w nim.
Nie mieszkał, ale wpadał,
By tanie wino tu pić.
I o swym Synu gadał wciąż,
Co też człowiekiem chciał być.
Też piękne miał marzenia,
I na gitarze tez grał.
Udzielał rozgrzeszenia w krąg,
Lecz życia jak śmierci się bał.
Najlepiej z nas rozumiał,
Że Flower Power to dar.
Żyć jednak tu nie umiał choć,
Naprawdę był super star.
Niósł krzyż poborowego,
Na wojnę co wiecznie trwa.
Zmartwychwstać dnia trzeciego chciał,
Padł rozkaz, że zginąć ma.
W Wietnamie, w Gdańsku, Pradze,
W Angoli, na Tian'anmen.
Przy Brandenburskiej Bramie śmierć,
Przerwała naiwny sen.
W Czeczeni, w Kurdystanie,
W Iraku i Nangar Khel.
Trwa ludzi zabijanie ktoś,
Umiera jak w filmie "Hair"
Niewinnie, bezsensownie,
W myśl prawa lub prawu wbrew.
Na rozkaz podle, godnie świat,
Przelewa wciąż ludzką krew.
Dom wschodzącego słońca,
Modlitwa, skowyt i hymn.
Ostatnia Boga Ojca łza,
Nad światem pięknym i złym.