Z maszyn bijących sercem metalu
Czekanie, sztandary, słowa i psy
Z Rzymu do Warszawy, z Płocka donikąd
Dzieci zamieniają się w kamienie
Nasze żyły to wyschnięte strumienie
Nasze serca na krawędzi urwiska
Wzbijają pył bijąc o ziemię
Unosimy głowy - czołgi z tytanu
Żywiciel wszy zaciska już dłonie
Pulsuje krew, zasycha na skroniach
Daj sytej strawy chętnym dłoniom nasz panie
Daj dzieci pięknych, płodności naszych kobiet
Daj ponieść na skraj, polec na drodze
Nie zaznać kobiet poza matkami
Nie trzeba smaku, by wiedzieć co dobre
Wystarczy tego dla ciebie i dla mnie
Wsłuchany w rytm miasta tętnice szyn
Idę po śladach, jak ty przejdziesz po moich
Bez imion twarzy pójdziemy tą drogą
Gdzie stawiasz linię?
Nie unoś rąk
Nie ufaj sobie
Czarne koszule
Tworzą tło doskonałe