Nie wpieprzam się w cudze życie
Bo dla mnie to jest chore
Na dole lub na szczycie
Tak szczerze to pierdolę
Robię swoją robotę
No i nie szukam kumpli
To na co mam ochotę
Nigdy mnie nie wyszczupli
Nie boję się sarkazmu
Cynizm mi nie jest obcy
Za teksty bez przekazu
Nie unikniecie chłosty
Niewierne brzydkie świnie
Co lecą do koryta
Wasz czas niedługo minie
Bo już za majka chwytam
Ta cała wasza zgraja
Hejterów bez perspektyw
Niech sobie już przyswaja
Że są różne aspekty
Życie to nie zabawa
I lepiej zrozum w końcu
Koksy alko i trawa
Zrobi zombi z tych głupców
Mam mieszane uczucia
Bo sam kiedyś leciałem
Nie doszło do otrucia
Lecz byłem przed zawałem
To nie jest takie proste
Jak może się wydawać
Wasze mordy żałosne
Trzeba będzie ukarać
Teraz muszę powiedzieć
Że też nie jestem święty
Nie będę cicho siedzieć
I nie jestem też przeklęty
Chociaż mam swoje wizje
I dążę wciąż do celu
Czasami przez mieliznę
Lecz dojdę jak niewielu
Nie będę się poddawał
Bo w końcu odzyskałem
Do nagrywania zapał
Swoją duszę sprzedałem
I już jej nie odzyskam
I nie chcę też próbować
Wciąż drę do majka pyska
I nie będę żałować
Jestem wolnym człowiekiem
I robię to co zechcę
Wciąż upajam się mlekiem
Delektując powietrzem
I nie czuję się gorszy
Że jestem po terapii
Dokładam swych trzech groszy
Nie każdy tak potrafi
A ja mam wyjebane
Co o mnie kto pomyśli
Wszystko jest zapisane
Choć czasem się coś skreśli
Nie będę przecież płakać
Jeśli mnie nie polubisz
Będę ze szczęścia skakać
Jak puentę tu wyłowisz