Nauczyłem się pisać wiersze, żeby być wieszczem
Czy to pęknięte serce, czy coś jeszcze we mnie
Uzależniony przez pensję, pożarty przez depresję
Reaguję na napięcie na elektrycznym krześle
Neoromantyk, czy smutny raper
Pomysł na siebie, czy pomysł na papier
Zrobię awangardę, czy rzucę fachem
Wersy za flachę, czy te robione z bratem
Znowu myślą, że jestem błaznem, którego
Zagiąć tak łatwo, bojkot albo bełkot
Skryty pod płaszczem łamię rapu etos
Czuję się zawiązany paktem pana Lusterko
Nie tęsknię za Księżycem
Jestem olbrzymem co uderza bez chybień
Nie tęsknię za Księżycem
Chcę rozwiązać problem jakbym był Edypem
Nie tęsknię za Księżycem
Jestem olbrzymem co uderza bez chybień
Nie tęsknię za Księżycem
Chcę rozwiązać problem jakbym był Edypem
Piękno i piekło, mieszają mi obrazy
Większość z tego co zostało to bohomazy
Skacze mi tętno, zwalnia tempo, moje mary
Robią święto, nie wiem czy to omamy
Nie zachwycają moje decyzje, nie potrzebna łaska
Podobno to nieetyczne, ale stoję w oklaskach
Wielu myśli czy przeżyję, wstanę jak Łazarz
Nie liczę przebyte stacje, nauczyłem się latać
Wyszedłem przed szereg z Księżycem
Zakrywając defekt, porzucając krzyże
Próbowałem recept, utopiony przez krzywdę
Jak mówi refren, nie tęsknię za Księżycem
Jak mówi refren, nie tęsknię za Księżycem
Jak mówi refren, nie tęsknię za Księżycem
Nie tęsknię za Księżycem
Jestem olbrzymem co uderza bez chybień
Nie tęsknię za Księżycem
Chcę rozwiązać problem jakbym był Edypem
Nie tęsknię za Księżycem
Jestem olbrzymem co uderza bez chybień
Nie tęsknię za Księżycem
Chcę rozwiązać problem jakbym był Edypem